Nowy Rok postanowiłam zacząć z dużym przytupem. Rozpoczęłam dietę. Całkowicie zrezygnowałam ze słodyczy oraz z fast foodów. Postanowiłam też ograniczyć spożycie tłuszczów. Postanowienia są fajne. Lepiej się z nimi czujemy, gdy je wymyślamy. Gorzej jest z realizacją. Przez pierwsze cztery dni ciągle myślałam o słodyczach. Na sam zapach pizzy mój żołądek przewracał się z radości o nadchodzącym pysznym jedzeniu.
Nie chciałam walczyć ze sobą i chodzić ciągle głodna więc poprosiłam dietetyka o ułożenie normalnej diety, takiej bym w ogóle nie czuła, że jestem na diecie. Stosowanie się do wytycznych nie było trudne jeżeli chodzi o śniadanie i kolacje. Najgorzej było z obiadem. Bo jak można jeść ziemniaki i nie polać ich tłuszczem z patelni? Bardzo ciężko było mi się bez tego obejść. I tutaj z pomocą przyszła mi moja mama. Zamiast mięso smażyć zaczęła zamykać je w rękaw foliowy i piec w piekarniku. Śmieje się teraz, że chociaż raz w tygodniu jedzą z tatą mięso zdrowo zrobione. Po cichu bałam się, że rękaw foliowy sprawi, że mięso będzie niedopieczone i nie smaczne. Okazało się, że byłam w błędzie. Obiad przyrządzony w ten sposób jest zawsze pyszny. Smakuje nawet tacie a on też lubi ziemniaczki z tłuszczem z patelni.
Bycie na diecie to zadanie długofalowe. Jestem dopiero na początku tego wyzwania ale już widzę efekty mojego działania. Dzięki temu cały czas mam chęć być na diecie i nie zamierzam z niej rezygnować. Mam nadzieję, że dzięki zmianie sposobu żywienia będę lepiej się czuła i lepiej wyglądała.